13 września 2017

Dlaczego mięso nas NIE zabija





Ostatnie nagłówki gazet regularnie krzyczą „Mięso zabija!”. Nic tak nie sprzeda nakładu, jak stary dobry straszak „mięso”. Albo „tłuszcz nasycony”. Przyjrzyjmy się najnowszemu szeroko dyskutowanemu badaniu i spróbujmy dojść do sensownych wniosków. Badanie nazywało się „Powiązanie spożycia białek zwierzęcych i roślinnych ze śmiertelnością ” i pojawiło się w renomowanym czasopiśmie naukowym JAMA Internal Medicine.

Dane do analizy wzięto z Nurser’s Health Study i Health Professionals Follow-up Study, dużych badań kohortowych. Oznacza to, że przez kilkadziesiąt lat obserwowano 131 342 pacjentów, pytając ich regularnie co jedli. Część z nich zmarła (badanie prowadzono od  1980 – Nurser’s Health Study,  do 2012 roku), część zachorowała, a badacze zbierali dane i analizowali jadłospisy w poszukiwaniu jakichkolwiek powiązań. Z powiązań nie można wyciągać daleko idących wniosków , jednak robi się to na okrągło. Dlaczego nie? Ponieważ to tylko powiązanie, a ono nie jest równoznaczne z przyczyną.

Na przykład, istnieje jasne powiązanie pomiędzy jedzeniem lodów oraz utonięciem w basenie (inni autorzy uwielbiają porównanie: lody i ataki rekinów).  A to dlatego, że obie czynności zdarzają się w podobnych okolicznościach, w lecie, a nie z powodu domniemanego wpływu lodów na zdolność pływania. Prawie wszystkie podobne powiązania są nieprawdziwe, ponieważ jest ich niezliczona ilość i tylko jeden prawdziwy powód (tylko jak go w ten sposób znaleźć?). Częstotliwość utonięć może być powiązana z poparzeniami słonecznymi, jazdą kabrioletem, grillowaniem u przyjaciół w ogrodzie itd. Przyjrzyjmy się teraz badaniu.

Badanie

W tej analizie pytano ludzi co jedli i klasyfikowano odpowiedzi jako źródła białka zwierzęcego lub roślinnego. Jako białka roślinne zakwalifikowano chleb, płatki, orzechy, fasolę i inne warzywa strączkowe. Mięso przetworzone to bekon, hot-dogi, salami, sos boloński (gotowiec) i kiełbasę, które samego mięsa za wiele w sobie nie zawierają. Jeżeli weźmiemy grupę kohortową (o wspólnych cechach, tutaj to pracownicy służby zdrowia) jak ta, należy przede wszystkim sprawdzić, czym badane grupy się różnią, oczywiście oprócz źródeł spożywanego białka (roślinne czy zwierzęce). Okazuje się, że różnice są spore.

Na przykład, osoby jedzące więcej roślin były również bardziej aktywne fizycznie oraz rzadziej sięgały po papierosy (to częsty zarzut, osoby jedzące dużo warzyw ogólnie bardziej o siebie dbają, ciężko więc tu wskazać jeden czynnik sprawczy). Czyli badacze dopuścili się pewnego uproszczenia. A jakich uproszczeń można tu użyć? Dobre pytanie. Można wszelkich – i oto problem. Na przykład, jak ma się aktywność fizyczna do zdrowia? Można przybliżyć, że ma wpływ na śmiertelność od 5% do 100%, czemu nie.  Takie uproszczenie, czy założenia albo przybliżenie oznacza tylko jedno – „my to wymyśliliśmy”. To nie jest metoda naukowa.

Czyli, po przybliżeniu, dla każdego 10% wzrostu w spożyciu białka zwierzęcego, ryzyko śmierci wzrasta o czynnik 1.02 (nieistotny statystycznie), a śmierci z powodu chorób serca o czynnik 1.08 (statystycznie istotny). Więc wniosek jest następujący, nie umierasz częściej, ale bardziej prawdopodobnie umrzesz z powodu zawału lub wylewu. Ale tego Ci nie powiedzieli – jeżeli zaakceptujesz te wnioski, wtedy hipotetycznie spożywanie mniejszej ilości białka zwierzęcego ograniczy prawdopodobieństwo śmierci z powodu zawału, za to musi wzrosnąć ryzyko śmierci z innego powodu (ogólne ryzyko śmierci się nie zmienia – 1.02). Jakoś nie piszą o tym w żadnym histerycznym artykule  o śmiercionośnym mięsie. Akceptując  takie wnioski z badania, musisz też zaakceptować, że białko roślinne zabija, ale pewnie nie przez atak serca!



Jeżeli różnica w ryzyku wystąpienia śmierci jest tak mała, artykuł taki jest bezwartościowy – takie liczby nie mówią nam nic o ryzyku. Skąd więc takie zainteresowanie mediów? Cóż, w badanie zainwestowano miliony dolarów i lata pracy wielu ludzi. Szkoda to zmarnować. Tymczasem intelektualnie uczciwy wniosek z badania mógłby brzmieć jakoś tak: „badanie pokazało, że nie ma istotnej różnicy jaki rodzaj białka spożywasz”. Tylko jaki z tego można zrobić chwytliwy nagłówek? Nikogo takie konkluzje nie zainteresują.

A może jednak z mięsem nie jest wszystko ok?

Zobaczmy, czy możemy jednak wyciągnąć z takiego badania coś przydatnego. Patrząc na same dane i liczby, można zauważyć, że jeden punkt rzeczywiście wyjątkowo rzuca się w oczy i na pewno nie jest to spożycie białka. Dane, które rzeczywiście pokazują jakieś wyniki dotyczą przetworzonego mięsa. Wydaje się, że niekorzystnie jeść mięso przetworzone. To wygląda sensownie.

Porównajmy świeże mięso na kotleta (pół kilo karkówki poproszę), a taką pierwszą z brzegu mielonkę czy kiełbasę z niższej półki cenowej. Jak powstają takie wysoko przetworzone wędliny? Bierze się najgorsze kawałki jaki przyjdą Ci do głowy, mieli się je, aby przypadkiem nie rozpoznano kawałka oka czy nosa i macza w niezliczonej ilości dodatków, cukrów, przypraw, glutaminianu sodu, syropów glukozowo-fruktozowych. Nadaje się temu apetyczny kształt i reklamuje jako „pyszne szyneczki paróweczki paszteciki”. Tania parówka to nie jest jedzenie dla istot żywych.


Czyli w takiej apetycznej wędlince, przywodzącej na myśli plasterki piersi indyka, znajduje się syrop z kukurydzy (czyli cukry), mleczan, fosforan taki i siaki, ekstrakt drożdżowy (czyli  glutaminian sodu), związki sodu, azotu, dekstroza (czyli cukry), cukier (czyli wiadomo co), chlorki. Trzy razy cukry, a także glutaminian, co nadaje temu przysmakowi niepowtarzalny aromat pieczonego mięsa. Czy więc aby na pewno chodzi o białko zwierzęce (o ile w ogóle jesteśmy je w stanie tu znaleźć)?

Czy taką wędlinę można w jakiś sposób połączyć  z kawałkiem wołowiny, świeżego mięsa? Raczej nie. To nas zaprowadziło do kluczowego założenia zdrowej diety na całe życie – jedz prawdziwe, świeże jedzenie. Wyrzuć przetworzone cukry. Ale równie ważne jest unikanie przetworzonych produktów zwierzęcych (czytaj etykiety; zamiast hot doga o nieznanym pochodzeniu na stacji benzynowej kup sobie przyzwoite kabanosy z lodówki po prawej, zamiast gotowych hamburgerów kup mielone wołowe, posól i usmaż je sobie sam – smak nie do podrobienia) oraz rafinowanych olejów roślinnych (do smażenia używaj masła, smalcu, oleju kokosowego lub oliwy, a nie słonecznikowego i rzepakowego tłuszczu utlenionego). Oleje przetworzone to nie to samo co naturalne tłuszcze.

Oto prawdziwa lekcja wyniesiona ze wspomnianego badania:
- białko zwierzęce i roślinne jest podobne, jeżeli chodzi o nasze zdrowie
- nie jedz przetworzonych produktów odzwierzęcych, jedz prawdziwe jedzenie, najlepiej świeże (mrożone)
- patrz krytycznie na krzyczące nagłówki w mediach – świat nie jest czarno-biały i nie dotyczy to tylko jedzenia

Ciekawy wykład (o miesie i porządnych badaniach naukowych): https://www.youtube.com/watch?v=1rz-8H_i1wA

opr. Urszula Forenc, na podstawie artykułu: dr Jason Fung https://www.dietdoctor.com/red-meat-wont-kill

6 komentarzy:

  1. Ja nie jem mięsa, gdyż najzwyczajniej za nim nie przepadam - mam wrażenie, że drób jest wypełniany wodą (zanim usmażę pierś, na początku mi się ugotuje).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, warto poszukać dobrych źródeł mięsa. Ostatnio pozytywnie zaskoczył mnie kurczak z wolnego wybiegu z Lidla - wygladał i smakował jak prawdziwy drób.

      Usuń
  2. Najlepsze mięso jest z prawdziwej wsi :) Takie ze sklepu z niższej póki to sama woda :( Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy artykuł! przyznam szczerze, że sporo faktów nie wiedziałem- warto wiedzieć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie napisany tekst, z którego można naprawdę bardzo dużo się dowiedzieć. Bardzo lubię czytać twojego bloga, na którym zawsze znajdę wiele ciekawostek. Powodzenia w dalszej pracy i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń